Drodzy Goście, zapraszamy do zapoznania się z mapką dostępną w linkach poniżej, można dzięki niej sprawdzić także współrzędne GPS, co ułatwi Wam trafienie do naszego kościoła oraz sali :).
W zaproszeniach prosimy o losy lotto zamiast kwiatów, dodajemy więc uwagę, że chętnie przyjmiemy także zdrapki, które wprost uwielbiamy ;). A nuż ktoś z Was przyniesie nam szczęście :).



czwartek, 18 listopada 2010

Ślubne przemyślenia

Należę do tych przyszłych panien młodych, które od dziecka wyobrażały sobie swój ślub, lubiłam fantazjować na temat przyszłości (ślubu, domu, rodziny) odkąd tylko pamiętam i setki razy zmieniałam scenariusze. Zawsze też interesowałam się tymi sprawami z wyprzedzeniem, od 12 roku życia czytałam kobiece czasopisma, które kupowała moja mama, od kiedy skończyłam gimnazjum i urodził się mój brat, kupuję czasopisma dla mam, ślubem także interesowałam się jeszcze zanim pomyślałam, że TO TEN.
Tym większe było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że moje wyobrażenia, nie do końca odpowiadają rzeczywistości. Z jednej strony trudno mi uwierzyć, że to takie łatwe, z drugiej, że tak skomplikowane. Już wyjaśniam, o co mi chodzi...
Pospieszana przez koleżankę, która ślub brała w 2009 roku, panikowałam nieco, że półtora roku, to mało czasu, żeby zorganizować sensowny ślub. Przez to ja sama poganiałam ze wszystkim narzeczonego, możecie sobie wyobrazić, jak bardzo był szczęśliwy... ;). Za każdym razem, kiedy z nią rozmawiałam, zasiewała we mnie wątpliwości, czy aby na pewno można poczekać z załatwianiem kolejnej sprawy. Tymczasem tylko salę załatwiliśmy na półtora roku przed ślubem, resztę rzeczy zaczęliśmy załatwiać w zasadzie na rok wcześniej. I co zadziwiające, nie ważne, czy szukaliśmy sali, fotografa czy zespołu, prawie nie słyszeliśmy: nie mamy wolnego terminu. W tej chwili nasze przygotowania są na świetnym etapie, a ja już nie dręczę narzeczonego.
Z drugiej jednak strony uświadomiłam sobie, że to nie takie proste, wybrać wszystkie rzeczy, usługodawców itd. Nie wystarczy zamówić w kwiaciarni ulubionych kwiatków, wybrać pierwszą lepszą sukienkę i fotografa z okolicy. Dopiero organizując własny ślub, uświadomiłam sobie, ile drobiazgów składa się na ten dzień, ile tych drobiazgów trzeba przemyśleć. Przyszła Panna Młoda (panowie zazwyczaj oddają w tej kwestii władzę w kobiece ręce) zadaje sobie setki pytań, a tylko co do części z nich (zazwyczaj mniej ważnych), może zdecydować zupełnie sama i tak, jak rzeczywiście tego chce. Obrączki z białego, czy żółtego złota? A może łączone? Z grawerką, czy bez? A zaproszenia? Ręcznie robione czy kupione? Białe czy niebieskie? Ze złotą czy zieloną wstążką? Zamiast kwiatów kupon lotto, książki, czy wina? A może maskotki dla dzieci z domu dziecka? A suknia (O MÓJ BOŻE!!!)? Beza czy skromna? Z kryształkami, falbanami, perełkami? A może z koronki? Welon? Rękawiczki? Kolor butów? A kwiaty na stół? Róże? Eustoma? Frezje? Tulipany? To tylko mała część tego, co przyszła Panna Młoda ma w głowie przez większość czasu. Myślałam, że jak już wybierze się suknie i salę, to łatwiej ustalić resztę, bo wybór jest już nieco ograniczony. I co? Nie wydaje mi się...
To akurat i tak małe problemy, gorzej, kiedy idzie o poważniejsze sprawy, wtedy pod uwagę musisz brać zdanie rodziny, szczególnie, jeśli finansują imprezę, opinię znajomych, modę, tradycję. Jeśli tak trudno wybrać salę, czy kwiatki, to jak zdecydować z kim iść do ołtarza, czy zrobić błogosławieństwo, witanie chlebem i solą, kiedy i w jaki sposób podziękować rodzicom i kogo zaprosić. A przede wszystkim, jak zrobić to tak, żeby połowa rodziny nie była zbulwersowana takim jawnym łamaniem tradycji, czy nie obrażała się. Jeśli macie wyjątkowo przywiązaną do tradycji rodzinę, lepiej w ogóle nie próbujcie.
Jednak mimo tego, że niektóre z tych spraw budzą w nas emocje, niekoniecznie takie, jakich byśmy pragnęli, że czasem nie wszystko idealnie się układa, to całe to "organizowanie" tego dnia, jest w gruncie rzeczy naprawdę przyjemne. Jakby nie było to magiczny dzień, magiczny, bo tego dnia naprawdę łączysz swoje życie z innym na dobre i na złe :).

niedziela, 14 listopada 2010

Pierwszy taniec

Chyba znaleźliśmy piosenkę na pierwszy taniec. Wczoraj usłyszałam ją w telewizji i puściłam Przemkowi, jemu też się spodobała, więc wstępnie ustaliliśmy, że to ta. Zastrzegam, że wstępnie, bo do przyszłego roku może się nam przypomnieć inna fajna piosenka :).
Piosenka nie tylko pasuje do naszej sytuacji, ale na pierwszy taniec też, w końcu opowiada o nowym początku :). Jest też dosyć spokojna, czyli idealna do "pobujania" się.




Wybraliśmy się dziś także do mojego wuja, który jest księdzem i zazwyczaj udziela ślubów w naszej rodzinie. Większość z Was zna sytuację i wie, że mieliśmy wątpliwości, czy wuj będzie chciał udzielić nam ślubu. Na szczęście szczera i osobista rozmowa z wujkiem, pozwoliła mu poznać Przemka, a nam przekonać go, że nasza decyzja wydaje nam się właściwą. Oczywiście wujek będzie czekał na właściwe zaproszenie, ale wstępnie zgodził się :).
Btw. zaproszenia ostatnio zaprojektowałam, Przemkowi pomysł się spodobał i po jego powrocie będziemy szukać odpowiednich papierów i brać się do roboty ;).

środa, 10 listopada 2010

Złoty krążek...

Odebraliśmy nasze cudeńka.
Prawdę mówiąc dopiero widok obrączek uświadomił mi, że za niespełna rok będę Żoną. Będę miała Męża. Nie czułam tego tak wyraźnie mierząc białe suknie, nie czułam tego kompletnie wybierając salę, zespół czy fotografa. Może dlatego, że to wszystko nie jest niezbędne, żeby powiedzieć sobie "tak". W obrączce zamyka się wszystko, co najważniejsze, to symbol miłości, to podkreślenie przysięgi.
"Przyjmij tą obrączkę jako znak mojej miłości i wierności". No i zaklepane ;).
Zrobiłam im małą sesyjkę.






niedziela, 7 listopada 2010

Fotograf

To był dzień pełen wrażeń. Umówiliśmy się dziś na spotkanie z fotografem, podrzuciliśmy więc psiaka do moich rodziców i ruszyliśmy w nieznane. Okazało się, że źle wyliczyliśmy czas na dojazd i musiałam zadzwonić i powiadomić o naszym spóźnieniu. Nie minęło pięć minut, a musiałam zadzwonić znów, bo w Skierniewicach wpadliśmy w dziurę w asfalcie i pękła nam opona... Na szczęście moje Kochanie uzbrojone w klucz, kostkę brukową i kilka przekleństw, poradziło sobie z tym znakomicie.
Spóźnienie wyniosło godzinę, ale przesympatyczne małżeństwo fotografów i tak przez kolejną godzinę chętnie prezentowało nam różne albumy, które możemy zamówić, film robiony ze zdjęć, który także mamy w cenie oraz chętnie odpowiadali na wszystkie pytania. Doradzili nam także miejsce na sesję plenerową i poważnie zastanawiamy się nad tą miejscówką. To znany pewnie części z Was park Arkadia pod Nieborowem.
Muszę przyznać, że w porównaniu z wieloma ofertami, które już przejrzałam, zdjęcia pana Dariusza i jego żony, które można obejrzeć na stronie, wypadają świetnie. Jednak zdjęcia w albumach, które obejrzeliśmy dzisiaj, wzbudziły mój zachwyt. Nie mogłam się powstrzymać, żeby go nie wyrażać, co zapewne złościło mojego narzeczonego. No ale cóż, taka właśnie jestem, nie potrafię i nie chcę ukrywać uczuć, także Kochanie: "Zastanów się"* ;).
Tutaj możecie za poznać się z twórczością pana Dariusza www.tomaszewskifoto.pl


* To zdanie wypowiadamy ostatnio chyba najczęściej, oczywiście w żartach.

wtorek, 2 listopada 2010

No to mamy obrączki

Po pracy musiałam jechać do BUWu, moje Kochanie było tak miłe, że zaproponowało, że mnie zawiezie i pojedziemy coś zjeść. W efekcie trafiliśmy do Arkadii i po szybkich oględzinach wybraliśmy obrączki. Tak jak planowaliśmy, są z żółtego złota, klasyczne, moja z małym brylancikiem. Cena ze zniżką okazała się wręcz nieprzyzwoicie przyzwoita. I już we wtorek do odbioru :D.
Wspominałam, że nie możemy się zdecydować na grawerkę, ale okazało się, że to nie problem, grawerowanie jest w cenie i możemy je zrobić, kiedy już się zdecydujemy :). Także mamy jeszcze czas :).
Kolejna rzecz z listy załatwiona.